Pieszo przez Sudety Środkowe i Zachodnie. Cześć pierwsza: Od Świebodzic do Kamiennej Góry
Wczesne lato, najdłuższe dni w roku - brzmi to zawsze jak okres sprzyjający długodystansowym wędrówkom z plecakiem. Jedną z takich chodzących mi po głowie była eskapada, którą planowałem zrealizować w Sudetach, przechodząc nieznanymi mi dotąd szlakami (no, w większości) ze Świebodzic do Gryfowa Śląskiego. Plan był ambitny (rozpisany na cztery dni) a ja głodny wysiłku fizycznego, więc gdy tylko udało mi się dostać urlop, kupiłem bilet na pociąg.
Wyruszałem po pracy ostatnim pociągiem do Wrocławia, gdzie dotarłem nieco przed północą. Po drodze oczywiście złapałem opóźnienie, nieco zestresowany dzwoniłem więc do hostelu by tylko nie anulowali mi rezerwacji, na szczęście jednak pokój cierpliwie na mnie czekał.
Późny przyjazd zaowocował jednak problemami ze wstawaniem, przez co nie udało mi się zdążyć na pierwotnie wybrany pociąg jadący przez Świebodzice. Musiałem czekać na legendarnego Kamieńczyka, który, jak to ma w zwyczaju, przyjechał do Wrocławia konkretnie zatłoczony. Poranna podróż odbywała się zatem w sporym gwarze, który zostawiłem za sobą dopiero wysiadając na peron u celu podróży.
Dzień II
Do tej pory przez Kamienną Górę również zawsze tylko przejeżdżałem, dlatego ucieszyłem się, mogąc poświęcić jej dłuższą chwilę. Posiedziałem z tego powodu na ławce na kamiennogórskim rynku, to jest Placu Wolności, a potem udałem się na szamę do lokalu o nazwie "Kawiarnia u Leszka", żeby na spokojnie najeść się przed dalszą drogą a przy okazji także skorzystać z dostępu do gniazdek elektrycznych.
W kolejnej części zaproszę Was w Rudawy Janowickie. Będzie się działo, także wyczekujcie kontynuacji 😊 Do usłyszenia, hej!